§ 2 otrzymuje brzmienie: "§ 2. Sąd po wydaniu wyroku skazującego przesyła dyrektorowi aresztu śledczego lub zakładu karnego posiadane w sprawie informacje dotyczące osoby skazanego, w tym dane o uprzedniej karalności oraz zastosowanych wobec niego środkach wychowawczych lub poprawczych, informacje pozwalające na identyfikację skazanego, w szczególności numer Automatycznego
Przepustka cz. II 3. Witam! Chciałabym dowiedzieć się jak w zk odbywa się udzielenie bądź odmowa przepustki losowej. Proszę o wyczerpujące odpowiedzi. 07
Tak. Skazany powinien stawić się do zakładu karnego, w którym przebywał przed udzieleniem mu przerwy. Przyjęcie skazanego do zakładu karnego następuje na podstawie pisemnego oświadczenia, że dobrowolnie zgłasza się do odbycia pozostałej części kary, pomimo że okres przerwy jeszcze nie upłynął. 17. Przerwa w związku z
138 katalog nagród § 1 pkt 7 lub 8 dyrektor zakładu karnego przyznaje z urzędu lub na pisemny wniosek przełożonego skazanego. Dyrektor zakładu karnego może upoważnić kierownika wyodrębnionego oddziału do przyznawania nagrody wymienionej w art. 138 katalog nagród § 1 pkt 7. § 8. Jeżeli po przyznaniu nagrody, określonej w art.
RPO zwracał na to uwagę w pismach z dnia 19 marca oraz 17 lipca 2015 r. Wskazywał, że wystarczyłoby, by dyrektor zakładu karnego już w decyzji o udzieleniu zezwolenia na opuszczenie zakładu karnego wskazywał, na jakich warunkach się to odbędzie i jakie środki bezpieczeństwa będą stosowane..
Lelental S. , Odroczone warunkowe zwolnienie na czas niezbędny na przygotowanie skazanego do życia po zwolnieniu z zakładu karnego art. 164–165 kkw, [w:] Model społecznej readaptacji skazanych w reformie prawa karnego, red. G.B. Szczygieł, P. Hofmański, Białystok 1999.
Oddział 12. Zwalnianie skazanych z zakładów karnych i warunków udzielania im pomocy (164 - 168) Oddział 13. Informowanie o opuszczeniu przez skazanego zakładu karnego (168a - 168a) Rozdział XI. Prawa i obowiązki kuratora sądowego, wykonywanie dozoru, warunkowego umorzenia postępowania i warunkowego zawieszenia wykonania kary (169 - 178a)
Prawnik radzi - Przepustka w odbywaniu kary uzasadniona przyczynami rodzinnymi - Mąż odbywa karę pozbawienia wolności. Moja sytuacja zdrowotna bardzo się pogorszyła, straciłam również pracę.
Dz.U.2022.0.1138 t.j. - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks karny. Rozdział XXX. Przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Art. 232. Wywieranie wpływu na czynności sądu. § 1. Kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe sądu, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Gość. Przepustka P2. Witam, obecnie mój brat przebywa w Zakładzie Karnym, został zatrzymany po 8 latach ukrywania się, ponieważ nie powrócił z rocznej przerwy w karze. Obecnie jest klasyfikowany do grupy P2, na tegoroczne święta adwokat pisał prośbę o przepustkę, ale jej nie dostał i wychowawca mu powiedział żeby więcej nie
k5TMg2a. Pomoc prawna - tel: 691 395 793 - e-mail: @ Kancelaria Adwokacka Usługi Odszkodowania Rozwody Prawo Spółek Handlowych Prawo Pracy Prawo Administracyjne i Podatkowe Sprawy Karne Cennik Blog Kontakt Co obejmuje Prawo Karne? Postępowanie karne - główne zasady karne jest niczym innym jak zbiorem wszelkich przepisów, które dotyczą przestępstw, jakie są popełniane. Kładzie nacisk na zakazanie zachowania, które może być postrzegane jako szkodliwe, destrukcyjne, niszczące lub w jakikolwiek sposób niosące za sobą zagrożenie dla zdrowia, życia, bezpieczeństwa i moralnego dobra osób, które są nimi objęte. W stosunku do osób, dokonujących naruszenia prawa karnego, stosuje się karanie osób i rehabilitację. Postępowanie karne określa jedynie część prawa karnego procesowego. Jakie są zatem główne zasady postępowania karnego? Jak wygląda jego przebieg i co powinniśmy wiedzieć na ten temat? Czym są zasady procesowe? Prawo karne procesowe Jest to najszersze pojęcie, ściśle związane z postępowaniem karnym. Stanowi zespół wielu regulacji i norm porządkujących całość postępowania w sprawach dotyczących przestępstw. Prawo karne procesowe ma na celu regulację sprawy pod względem stwierdzenia czy dana osoba nie dopuściła się naruszeń przepisów, obowiązujących wówczas (np. przepisów Prawa Karnego). Jeśli niezgodne z prawem działanie, widnieje w kodeksie w charakterze przestępstwa, będzie się znajdowało pod prawem karnym procesowym. Naruszenie, bądź przekroczenie prawa, niesie za sobą konsekwencje w postaci określonej kary. Dążenie do ukaranie sprawcy i znalezienie sprawiedliwości to działania, jakich szuka się w prawie karnym procesowym. Celem postępowania karnego jest realizacja norm i przepisów karnego prawa materialnego. Czym jest procedura karna i proces karny? W przepisach i regulacjach kodeksu postępowania karnego znajduje się pojęcie procedury karnej, które określa jak powinno się postępować z osobą podejrzaną, podając odpowiednie wytyczne i zalecenia dla organów postępowania. Proces karny jest zbiorem operacji, czynności i działań, mających na celu wykrycie przestępstwa, sprawiedliwe osądzenie oskarżonego, a następnie wyegzekwowanie odpowiedniej kary. Z procesem karnym nieodzownie wiążą się również pojęcia dochodzenia, śledztwa, które zmierzają do odkrycia sprawców danego przestępstwa. Powiązane z procesem karnym są także: sądowa rozprawa, a także wydanie postanowienia (może ono być skazujące lub uniewinniające), bądź wyroku, zrealizowanie kary i orzeczenie środków zabezpieczających i karnych. Procedura karna przedstawia obowiązki i prawa, a także koncepcje działań. Jak przebiega postępowanie karne? Postępowanie karne ma swój początek z chwilą zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa bądź wszczęcia go w rezultacie otrzymania informacji i sygnałów (np. medialnych, czy prasowych) przez organ, który prowadzi postępowanie. Takie zawiadomienie może mieć różną formę, np. ustną, listowną, elektroniczną. Po jego otrzymaniu, organ, który prowadzi postępowanie przygotowawcze wydaje stosowne postanowienie w którym informuje o wszczęciu śledztwa bądź odmowie wszczęcia. O odmowie wszczęcia, wszczęciu lub umorzeniu dochodzenia bądź śledztwa, poinformowana zostaje instytucja, ujawniony pokrzywdzony lub osoba, która takie zawiadomienie złożyła. Jeśli chodzi o umorzenie, informację otrzymuje także podejrzany. Każda z osób lub instytucji dostaje także pouczenie, dotyczące uprawnień, jakie im przysługują. Stadia postępowania karnego Postępowanie karne może mieć różne stadia: przygotowawczego postępowania karnego (śledztwo, dochodzenia), jak również przyspieszonego postępowania (z pominięciem przeprowadzenia rozprawy), postępowania głównego (np. z rozprawą przed sądem instancji I), odwoławczego (wynikającego np. z apelacji i odbywającego się przed sądem II instancji) i wykonawczego. Postępowanie przygotowawcze Postępowanie przygotowawcze najczęściej odbywa się w formie dochodzenia lub śledztwa, a organami ścigania są zazwyczaj: policja lub prokuratura. Organy te zbierają materiały dowodowe, organizują przesłuchania ze świadkami i podejrzanymi, kompletują ewentualne dowody rzeczowe, bądź materiały z opinii biegłych. Postępowanie może zostać wszczęte przeciwko osobie, wtedy gdy materiał dowodowy, który został zgromadzony, ewidentnie pozwala na postawienie zarzutu popełnienia przestępstwa określonej osobie. Postępowanie może odbywać się również w sprawie, wtedy to prokuratura lub policja będą zmierzać ku ustaleniu czy czyn zabroniony został popełniony, a jeśli tak, to kto jest odpowiedzialny za ten czyn. Postępowanie to zostaje zakończone z chwilą kiedy do sądu wpływa akt oskarżenia bądź kiedy postępowanie zostaje umorzone. Postępowanie sądowe Ta forma postępowania rozpoczyna się w momencie, kiedy do sądu wpływa akt oskarżenia. Kluczowym zadaniem sądu jest dotarcie do prawdy, które odbywa się w formie rozprawy, w czasie której oskarżyciel występuje przeciw oskarżonemu (oczywiście przysługuje mu obrońca). Na całość procesu sądowego składają się wszelkie działania, jakie dokonywane były przez uczestników tego postępowania. Najistotniejszym elementem tego postępowania jest główna rozprawa, w czasie której okazane zostaną dowody np. zeznania. Rozprawa zostaje zakończona odczytaniem wyroku. Sąd może również umorzyć postępowanie (także warunkowo), uniewinnić oskarżonego lub skazać go. Środki prawne w postępowaniu karnym Postępowanie karne przewiduje również możliwość wpłynięcia na decyzję jaka zapadła w procesie za pomocą środków prawnych. Wynikiem tych działań może być pozbawienie mocy prawnej lub poddanie tej decyzji procesowi kontroli przez inny organ. Za środki prawne uważane są: sprzeciw (wobec nakazowego wyroku, zarządzenia lub postanowienia), zażalenie (w celu zaskarżenia poniektórych zarządzeń i postanowień sądu), apelacja (można skorzystać z tego narzędzia w przypadku decyzji sądu I instancji i wyroków nieprawomocnych). W celu kontroli procesowej orzeczeń prawomocnych istnieją środki nadzwyczajne zaskarżenia np. Wniosek o wznowienie postępowania - daje możliwość wznowienia postępowania sądowego, które zostało prawomocnie zakończone, jeżeli w odniesieniu do postępowania pojawił się nowy materiał dowodowy lub nieznane dotąd fakty mogące świadczyć np. o niewinności skazanego, bądź mogło dojść do popełnienia przestępstwa wiążącego się z postępowaniem. Kasacja - można skorzystać z tego środka w przypadku wyroku prawomocnego, odwoławczego sądu, który zakończył postępowanie, a także od postanowienia prawomocnego sądu odwoławczego decydującego o tym, że postępowanie zostało umorzone ale równocześnie został zastosowany zabezpieczający środek np. terapia uzależnień, pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Postępowanie wykonawcze Ten etap postępowania jest ostatnim w sprawie karnej. Postępowanie wykonawcze ma na celu spełnienie dwóch funkcji: egzekucyjną (wypełnić wyrok prawomocny skazujący), a także likwidacyjną polegającą na usuwaniu i eliminowaniu skutków skazania bądź łagodzenia jego rezultatów. Sąd kontroluje również ten etap postępowania. Główne zasady postępowania karnego Są to zasady na których oparte jest postępowanie karne, mają za zadanie usprawnić przebieg procesu poprzez wyznaczenie kierunków postępowania. Pokazują również w jaki sposób stosować przepisy. Naczelne zasady procesu karnego to: Zasada obiektywizmu (bezstronności) dotyczy sytuacji gdy pojawia się wątpliwość wobec bezstronności organów i następuje ich wyłączenie. Organy zobowiązane są do badania i brania pod uwagę wszelkich okoliczności zarówno działających na korzyść jak i na niekorzyść osoby oskarżonej. Zasada prawdy materialnej mówi o tym, że wszelkie ustalenia mają być rzeczywiste i muszą być prawdziwe. Istnieją sytuacje, gdzie oskarżony przyznaje się do winy, ale mimo to zachodzą podejrzenia wskutek których organy nadal szukają prawdy. Zasada prawdy materialnej musi być częścią każdej decyzji procesu karnego. Zasada in dubio pro reo - pojawia się wówczas gdy dochodzi do sytuacji iż po przebadaniu materiału dowodowego i dojścia do wszystkich możliwych faktów nadal istnieją wątpliwości. Może skorzystać z niej organ procesowy np. sąd, po tym jak wszelkimi możliwymi sposobami próbował odkryć prawdę, która mimo to nie została do końca ujawniona. Organ procesowy rozstrzyga wówczas sprawę z korzyścią dla oskarżonego. Zasada domniemania niewinności - według tej zasady to nie oskarżony ma udowodnić swoją niewinność, ale oskarżyciel udowadnia winę oskarżonemu, na którym nie ciąży obowiązek udowodnienia niewinności ani nie musi on obciążać siebie dowodami świadczącymi na jego niekorzyść. Ma on prawo do złożenia wyjaśnień, jak również może odmówić ich składania. Zasada kontradyktoryjności (sporności) - odnosi do sposobu prowadzenia postępowania karnego, które musi odbywać się przed sędzią bezstronnym w postaci sporu, który toczą między sobą strony uprawnione. Między oskarżycielem a oskarżonym i obrońcą zachowana ma być równość. Zasada inkwizycyjności - mówi o tym, że w całym procesie funkcje procesowe znajdują się w jednym organie procesowym, w którego kompetencjach leży badanie sprawy. Zasada prawa do obrony - informuje o tym, że dla oskarżonego przewidziane jest prawo do obrony, o którym zostaje pouczony. Prawo do obrony posiada również osoba mająca status podejrzanej czyli w momencie przed postawieniem jej zarzutów formalnych. Zasada legalizmu - organy ścigania zobowiązane są do wszczęcia i prowadzenia postępowania. Dotyczy to ściganych z urzędu przestępstw. Nie odnosi się do prywatnoskargowych. Zasada oportunizmu - stanowi niejako przeciwieństwo dla zasady legalizmu. Kiedy organ procesowy stwierdza, że nie ma zasadności dla ścigania gdyż ekonomiczne i społeczne koszty procesu karnego będą większe niż ewentualne korzyści np. w formie ukarania danego sprawcy. Zasada bezpośredniości - stanowi dyrektywę mówiącą o tym, że organ procesowy powinien zapoznać się z materiałem dowodowym osobiście, a swoje ustalenia winien opierać na dowodach pierwotnych (wyjątkiem może być np. opinia biegłych, lub brak dostępności pierwotnych dowodów) Zasada jawności może być zewnętrzna (wiąże się z postępowaniem sądowym, ponieważ postępowanie przygotowawcze jest tajne jeśli chodzi o uzewnętrznienie.) a także wewnętrzna (możliwość wglądu do akt postępowania, partycypacji w procesowych czynnościach i poznanie ich przebiegu.) Zasada szybkości postępowania - terminy wiążące się z rozstrzygnięciem danej sprawy powinny przybierać zrównoważone terminy, bez zbędnej przewlekłości. Szybkość jest jednak zależna od wielu czynników np. złożoności danej sprawy. Zasada swobodnej oceny dowodów - wnioski i przekonania jakie wysuwają organy prowadzące postępowanie powinny mieć swoje uzasadnienie we wszelkich pozyskanych dowodach, podlegających rzetelnej ocenie. Zasada działania z urzędu- prowadzenie postępowania i wykonywanie czynności z urzędu ma być wykonane przez organy procesowe, ale są również sytuacje, gdzie ściganie może odbywać się na wniosek pokrzywdzonej strony np. instytucji, osoby lub organu. Zasada uczciwego procesu karnego - prowadzone postępowanie przez organy procesowe ma odbywać się z poszanowaniem praw człowieka w sposób rzetelny z uwzględnieniem czasu na przygotowanie stanowiska obrony i jawności w postępowaniu. Zasada skargowości - postępowanie sądowe może być wszczęte w wyniku wniosku zgłoszonego przez uprawniony podmiot. Całość postępowania karnego realizuje normy materialnego prawa karnego. Postępowanie karne to wieloetapowy proces, który ma na celu dowiedzenie prawdy i wyegzekwowanie sprawiedliwości. Naczelne zasady procesowe mają pomóc w sprawności postępowania. O autorze Adwokat Małgorzata Wielgus - Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od kilkunastu lat prowadzi własną kancelarię adwokacką w centrum Lublina. Wiedza i doświadczenie pozwala jej na codzień prowadzić sprawy z zakresu prawa rodzinnego, cywilnego czy karnego. W wolnych chwilach autorka bloga prawniczego.
Wiesław Cieszowski ur. 1957r. Pierwsze morderstwo To było pod koniec jesieni 1976 roku. Ofiara wracała autobusem ze szkoły zawodowej w Mrągowie. Wysiadła na przystanku, miała stamtąd dosłownie kilka metrów do domu. Szła ścieżką. Wiesław Cieszowski tego dnia pokłócił się z żoną, a następnie wypił parę piw. Gdy zobaczył samotnie idącą dziewczynę idącą mało uczęszczaną ścieżką postanowił podejść do niej i nawiązać rozmowę. Zaproponował jej odbycie stosunku. Dziewczyna na początku opierała się ale w końcu uległa. Gdy się rozebrała zaczęła uciekać. Sprawca dogonił ją, obalił na ziemię i zaczął dusić dłońmi. Wprowadził członka do jej pochwy. Ofiara zmarła. Cieszowski nie ejakulował. Głaskał martwą ofiarę, całował jej wzgórek łonowy i wkładał palce do pochwy. Poszedł do domu po rower i przewiózł ciało bliżej domu. Chciał mieć ofiarę: "tylko dla siebie". Ze zwłokami odbył stosunek. Tym razem doszło do wytrysku. Sprawca poszedł do domu po nóż i obciął ofierze pierś. zapragnął ją mieć ale uderzyła go niemiła woń i widok rany. Przyłożył pierś do miejsca wycięcia i zakopał ciało. Przebieg kolejnych zabójstw był podobny. Druga ofiara Ofiarę Cieszkowski zabrał na stopa. Jechał wtedy służbowym Żukiem. Dziewczyna była nastolatką. Mieszkała w Zalcu. Feralnego dnia wracała ze szkoły. Morderca wjechał w las, wywlókł ofiarę z samochodu i zaczął gwałcić. Wtedy dziewczyn uderzyła go kamieniem w głowę. W odpowiedzi, udusił ją nie przerywając kopulacji. Później, ponownie gwałcił zwłoki. Dopiero wtedy miał wytrysk nasienia (jak podejrzewano, nie miał go, gdy ofiary były przytomne, poruszały się i broniły). Jakiś czas odpoczywał i pił oranżadę. Prowizorycznie ukryte zwłoki pozostawił na miejscu zbrodni i pojechał do domu. Następnego dnia wrócił na miejsce z łopatą. Przed zakopaniem ciała chciał jeszcze kopulować. Uniemożliwiło to stężenie pośmiertne. Włożył więc do pochwy ofiary butelkę po oranżadzie, którą pił dzień wcześniej. Następnie kilka razy kopnął w jej denko tak, że w całości weszła do środka. Trzecia zbrodnia Cieszkowski nawiązał z nią rozmowę podczas wspólnej podróży autobusem. Posługując się wybiegami i podstępem, zaprowadził ją do kotłowni zakładu, w którym pracował. Zaczął ją obłapiać, a gdy stawiała opór, przewrócił na ziemię i ściągnął majtki. Dusząc odbył z nią stosunek, po czym nastąpił zgon. Ponownie, całował zwłoki. Na jakiś czas wyszedł z kotłowni. Według jego zeznań wrócił i odbył kolejne dwa stosunki z zakończone wytryskiem nasienia. Ostatni atak Ostatnią ofiarą była Bogusia Chyńc. Był 1978 rok. Wracała ze szkoły w Mrągowie. Tuż za stacją kolejową pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła do domu. Zwyrodnialec dorwał ją w wąwozie, tuż koło jej domu. Przydusił i zgwałcił. Na koniec zakopał w lesie. Dzieciaki z Baranowa do dzisiaj boją się tam chodzić. A w miejscu, w którym C. zaatakował Bogusię, do dzisiaj stoi krzyż z wieńcem. Ocena psychologiczna Podsumowując diagnozę osobowości sprawcy można stwierdzić iż charakteryzuje go przeciętny poziom inteligencji i znaczne zaburzenia osobowości, przejawiające się naruszeniem jej regulacyjnych i integracyjnych funkcji, obniżeniu samokontroli, niedojrzałości i poważnych zaburzeniach sfery emocjonalno-popędowej. Dość wcześnie zaczął interesować się sprawami seksualnymi. W miarę upływu czasu zainteresowania seksualne stały się główną treścią wszelkich zachowań badanego. Dotykał narządów rodnych małych dziewczynek i współżył ze zwierzętami. Pod koniec nauki ożenił się. Zona była jego pierwsza partnerką seksualną. Z czasem zaczęło dochodzić między nimi do coraz częstrzych konfliktów. Pozbawienie życia ofiar pozwoliło sprawcy na uzyskanie pełnej władzy nad obiektem swoich zachowań i manipulacji seksualnych. Więzienie i wolność Wiesława Cieszkowskiego uznano za częściowo niepoczytalnego i skazano go na 25 lat pozbawienia wolności. W więzieniu nawrócił się i stwierdził, że odnalazł czasie odbywania wyroku w więzieniu, w Iławie, wychodził na przepustki. W 2004 roku wyszedł na wolność. Jest jedynym polskim seryjnym mordercą, który żyje wśród innych ludzi i jak dotąd nie zrobił nikomu krzywdy. Ludzie natomiast przyzwyczaili się do jego obecności. Znają jego przeszłość. Wiesław Cieszkowski pracuje jako ślusarz. Prowadzi spokojne życie. Uczestniczy w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, gdzie znalazł przyjaciół. źródło: "Motywacja zabójstw" J. K. Gierowski Bestia na wolności Co trzeci po wyjściu na wolność zaatakuje pownownie Seryjni zabójcy, gwałciciele, pedofile... Chore bestie. Po wyjściu z więzienia są poza wszelką kontrolą. Bo tak stanowi polskie prawo. Aż znowu zaatakują, zabiją, zgwałcą... Baranowo od kilkunastu dni nie śpi. Pojawienie się we wsi obcego mężczyzny w średnim wieku budzi paniczny strach. Bo każdy może być NIM. Potworem psychopatą – Wiesławem C. Licząca kilkuset mieszkańców miejscowość, położona między Mrągowem a Mikołajkami, pozornie jest malowniczą osadą na Mazurach. To, co wydarzyło się tu przed 25 laty, zmieniło historię wsi i – jak mówią miejscowi – kolor nieba. – Niech mi pani nawet nie przypomina, że wyszedł. Przez ćwierć wieku żyłam nadzieją, że zgnije w więzieniu. Że zdechnie. On nie ma prawa stąpać po tej samej ziemi, oddychać tym samym powietrzem. To bestia, nie człowiek… – Teresie Deptule, mieszkance wsi, ręce trzęsą się z przerażenia. – Kobity boją się dzieciaki wypuszczać. Jakbym miał córkę, to też ją bym teraz za rękę prowadzał. Bo ja w Wieśkowe wyleczenie nie wierzę – dodaje Stanisław Duszek, który teraz mieszka w domu jednej z ofiar. Jednej z czterech młodych dziewczyn, na które Wiesław C. wydał wyrok śmierci. – Co to za kraj, żeby takich zboczeńców wypuszczać! – wykrzykuje Duszek. – Nie mogliśmy nic zrobić, chociaż wiemy, że nadal jest niebezpieczny – przyznaje Eugeniusz Muc, dyrektor zakładu karnego w Iławie, w którym przez ostatnie lata siedział C. – W ciągu kilkudziesięciu lat przepracowanych w więzieniu nie spotkałem skazanego, który odsiedziałby wyrok „od dechy do dechy”. Ale 25 lat w końcu minęło. I, Bóg mi świadkiem, cieszę się, że nie mam córki, tylko synów. Nie wiadomo, co zwyrodnialcowi do łba strzeli. Ale takie mamy chore prawo. Rosyjska ruletka Przypadek Wiesława C., zwanego wampirem z Baranowa, jest drastyczny. Wiesław C. przyznał się do zgwałcenia i zamordowania czterech nastolatek z Baranowa i okolic. Niektórym po uduszeniu obcinał nożem lewą pierś, po czym znów gwałcił. Choć został uznany za psychopatę, nie był leczony. Dopiero na trzy miesiące przed opuszczeniem więziennych murów zgodził się na przyjmowanie leków zmniejszających popęd seksualny. – Większość przestępców seksualnych nie ma ograniczonej poczytalności, w związku z czym nie można ich faszerować lekami na siłę. Muszą się na to zgodzić – mówi Marzena Ksel, naczelny lekarz więziennictwa. – Dlatego odradzam podawanie więźniom leków. Bo po co, jeśli po wyjściu z więzienia kuracja zostaje przerwana? Trudno wymagać, żeby bezrobotny recydywista dobrowolnie kupował co miesiąc leki za 600 złotych. I to jeszcze po to, żeby odebrać sobie przyjemność z seksu! W chwili zamknięcia w więzieniu Wiesław C. miał 25 lat. Po opuszczeniu zakładu karnego jest jeszcze mężczyzną w pełni sił. Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Więziennictwa, spotkała się z wampirem z Baranowa osobiście. – Nie robił przerażającego wrażenia. Był wyciszony. Wszyscy mnie pytali, czy wiem, że wychodzi na wolność. Ale przecież z prawnego punktu widzenia C. jest już wolnym człowiekiem. Odbył pełny wymiar kary. Nie mamy prawa trzymać go dłużej w zamknięciu. Niestety, to, jak będzie zachowywał się w normalnym środowisku, przypomina grę w totolotka. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że nie zrobi czegoś podobnego raz jeszcze – wzdycha Sałapa. – Wkurza mnie bezradność. Bezsilnie patrzyłem, jak opuszcza mury zakładu i nie mogłem zrobić nic, kompletnie nic – Eugeniusz Muc przeżywa to raz jeszcze. – Dla mnie takie przypadki powinno się biologicznie neutralizować. Ale u nas nawet kastracja jest zabroniona. W Polsce możliwa byłaby jedynie tzw. kastracja chemiczna, polegająca na podawaniu leków radykalnie obniżających pociąg seksualny. Ale przestępca musiałby wyrazić na nią zgodę i sam za nią zapłacić. Bo na liście leków refundowanych nie ma farmaceutyków dla gwałcicieli i pedofilów. – W Niemczech pedofil albo gwałciciel ma do wyboru: albo podjąć kurację, albo zgnić w więzieniu – wyjaśnia Jerzy Pobocha z Oddziału Psychiatrii Sądowej Aresztu Âledczego w Szczecinie, wiceprzewodniczący Sekcji Psychiatrii Sądowej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Niebezpieczny dla innych 25 lat dla jednych to dużo, dla innych nic. Ludzie z Baranowa pamiętają, jak Wiesiek perfidnie brał udział w poszukiwaniach zaginionych dziewczyn. Jak chodził z innymi po lesie, gościł u rodziny ofiary i pił piwo. Kiedy okazało się, że to on jest poszukiwanym wampirem z Baranowa, prawie doszło do linczu. – Ludzie go chcieli widłami brać. Na stosie spalić, ale milicja nie dopuściła – wspomina Jan Deptuła, obecny sołtys wsi. Sąd miał do wyboru: wyznaczyć mu karę śmierci albo wsadzić na 25 lat do więzienia. Profesor Józef K. Gierowski, prawnik i psycholog sądowy z Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, wraz z profesorem Adamem Szymusikiem badał C. dwukrotnie. Na początku lat 80., dwa lata po wydaniu wyroku oraz w drugiej połowie lat 90., gdy rozważano przedterminowe wypuszczenie C. na wolność. I po tym, jak okazało się, że wampir z Baranowa… wychodzi na przepustki. – Ludzie widywali go w Mikołajkach i Mrągowie. Utył, rozrósł się, jak byk wyglądał – mówi Józef Brzozowski, mieszkaniec wsi. – To wyjątkowo drastyczny przypadek. U sprawcy stwierdziliśmy skomplikowane zaburzenia osobowości przy ograniczonej poczytalności w chwili dokonywania czynów – wspomina profesor Gierowski. – A jako że w tamtych czasach w przypadku zagrożenia karą śmierci zaczęto bliżej przyglądać się skazanym, C. dostał jedynie 25 lat. Dożywocia jeszcze wtedy nie było. Szkoda. Kolejna opinia, sprzed sześciu lat, była podobna: – C. jest niebezpieczny dla otoczenia i nie można go wypuszczać. – Już wtedy mówiłem, że kiedyś wyrok mu się skończy i trzeba zrobić coś, aby ochronić przed nim potencjalne ofiary. Bo to, że po wyjściu z więzienia znowu będzie gwałcił czy zabijał jest więcej niż prawdopodobne – dodaje profesor Gierowski. – Ale mogłem sobie gadać, ile chciałem. W polskim prawie nie ma propozycji kontrolowania przestępców seksualnych po odbyciu kary. I dochodzi do kolejnych tragedii. – Takie przykłady utwierdzają mnie w przekonaniu, że żyjemy w niepełnosprawnym państwie. Państwie, gdzie trzyma się osoby z problemami w zamknięciu, po czym wypuszcza z dnia na dzień na wolność. Bez leczenia, bez planu – wzdycha profesor Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog. Wypuszczenie na wolność wampira z Baranowa boleśnie odczuwają rodziny jego ofiar. Henryk Lenda przyjaźnił się z Wieśkiem. Chodzili razem na piwo i do roboty. A potem Wiesiek zamordował mu siostrę. Alina miała 18 lat. – To było pod koniec jesieni 1976 roku. Siostra wracała autobusem ze szkoły zawodowej w Mrągowie. Wysiadła na przystanku, miała stamtąd dosłownie kilka metrów do domu. Szła ścieżką. I wtedy ją dopadł – wspomina mężczyzna. Poszukiwania nie trwały długo. Milicja uznała, że dorosła dziewczyna wie, co robi i pewnie postanowiła uciec z domu. Śledztwo zamknięto. – Nie wierzyliśmy w wariant ucieczki. Alina była szczęśliwa, kochała rodzinę. Miała tyle planów… – Henrykowi Lendzie łamie się głos. Potem zginęła nastolatka z pobliskiego Zalca. Wracała ze szkoły autostopem. Kilka kilometrów przed rodzinną wioską na szosie zatrzymał się Żuk. Za kierownicą siedział Wiesław C. Po nastolatce ślad zaginął. Tak samo jak po młodej mieszkance Mrągowa, którą C. wypatrzył w pociągu. Milicja zaczęła śledztwo. Wiedziano już, że po Mazurach grasuje seryjny morderca. – Wszyscy wpadli w panikę. Mnie mama nie chciała z domu wypuszczać – wspomina Iwona, która dzisiaj pracuje w bibliotece w Baranowie, a za czasów wampira miała osiem lat. Nienawiść rosła Wiesław C. nie kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego, bo jest poczytalny i świadomy swoich czynów. A z „lekkimi” zaburzeniami osobowości nikt nikogo do wariatkowa nie zamyka. C. wielokrotnie starał się o warunkowe zwolnienie. Był jednym z najgrzeczniejszych więźniów, uczestniczył w zajęciach. Wykonał malunki w kaplicy. – Oni zawsze są grzeczni, bo zależy im na szybkim wyjściu – mówi psychiatra Jerzy Pobocha. Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan z zakładu w Iławie, wspomina go jako mocno zastraszonego człowieka. – Przez lata siedział w izolacji, narastała w nim agresja i nienawiść. Dopiero kontakty z normalnymi ludźmi i przepustki zaczęły go leczyć – opowiada ksiądz. – Ale przepustki się skończyły, bo prasa opisała, że grasuje po Mazurach. Wierzę, że nawet tak chory człowiek, bo C. jest niewątpliwie chory Ostatnią ofiarą była Bogusia Chyńc. Był 1978 rok. Wracała ze szkoły w Mrągowie. Tuż za stacją kolejową pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła do domu. Zwyrodnialec dorwał ją w wąwozie, tuż koło jej domu. Przydusił i zgwałcił. Na koniec zakopał w lesie. Dzieciaki z Baranowa do dzisiaj boją się tam chodzić. A w miejscu, w którym C. zaatakował Bogusię, do dzisiaj stoi krzyż z wieńcem. – Szukaliśmy Bogusi z jej rodzicami. Jeździliśmy do Mrągowa, do Mikołajek. Wiadomo było, że dotarła do Baranowa, ale nikt później jej nie widział – opowiada sołtys Deptuła. Wersje są różne. Podobno C. wpadł, bo zgubił w chwili morderstwa dokumenty, które później znalazły dzieciaki z baranowskiej szkoły. Inna wersja mówi, że po zaginięciu Bogusi milicja zaczęła przeczesywać okolice, dokładnie przesłuchiwać mieszkańców i wtedy C. sam się przyznał. Wskazał miejsca, gdzie ukrywał ciała. Alinę znaleziono w dole, za stodołą mordercy. Bogusię w lesie. Pozostałe ofiary – na łące, pod ziemią. – Obiecywałem sobie, że go zabiję, że zemszczę się za Alinę. Z upływem lat ta agresja się zmniejszyła, ale nadal modlę się o jego śmierć. I wieczny odpoczynek siostry – dodaje Henryk Lenda. Elżbieta Lubowiecka w chwili dokonywania przez C. morderstw była jego żoną. Mają dwóch synów. I chociaż Wiesiek nie był ani przykładnym mężem, ani ojcem, to jakoś im się w Baranowie żyło. – Nigdy nie dał po sobie poznać, że ma takie zboczenia. Fakt, do rozmownych nigdy nie należał, unikał patrzenia prosto w oczy, ale czy mogłam wiedzieć, że ma na sumieniu takie zbrodnie? Gdyby to ode mnie zależało, kazałabym go powiesić, jak psa. I żeby jeszcze wszyscy mogli go torturować. Za to całe zło, jakie wyrządził. Mnie i innym. Lubowiecka w Baranowie została. Nikt nie powie na nią złego słowa. Bo czemu ona winna? Że wyszła za mordercę? Teraz prowadzi sklep, ma drugiego męża, któremu urodziła dziecko. Kobieta wniosła pozew o rozwód po zatrzymaniu męża. – I musiałam za niego zapłacić. A ile się najeździłam, żeby go wymeldować i pozbawić praw rodzicielskich. I to się nazywa prawo? Cierpią ofiary, sprawcy są bezkarni! – denerwuje się kobieta. Gdzie ON jest? Podobno wrócił do rodziców, do Ostrołęki. Tamtejsza policja nie została poinformowana o ewentualnym przyjeździe wampira z Baranowa. Bo prawo tego nie nakazuje. – O matko! Seryjny gwałciciel w naszym mieście?! Ale mi pani ćwieka zabiła – mówi Andrzej Ciszewski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Ostrołęce. W Mikołajkach, skąd pochodzi C., też nic nie wiedzą. – Proszę kontaktować się z Mrągowem – powiedział nam tamtejszy komendant. Każdy zakład karny ma obowiązek poinformować policję o zakończeniu kary danego sprawcy. Ale dotyczy to jedynie policji w miejscu zamieszkania skazanego. Wystarczy, że przeniesie się do innego miasta i dla policji przestaje istnieć. – Owszem, dostaliśmy komunikat, że Wiesław C. wyszedł z zakładu karnego w Iławie, ale nie pojawił się ani w Mikołajkach, gdzie ostatnio był zameldowany, ani w Mrągowie – mówi nadkomisarz Wiesław Skudelski, komendant powiatowej policji w Mrągowie. – Nie wiemy, gdzie jest. – Informacje o przestępcy, który wyszedł na wolność, czy to przedterminowo, czy po zakończeniu kary, najpierw trafia do policji w ostatnim miejscu zamieszkania skazanego, a następnie do bazy Komendy Głównej – mówi komisarz Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. – Może się jednak zdarzyć, że w miejscu, w którym aktualnie znajduje się były więzień, policja nic nie wie – przyznaje. Mieszkańcy Baranowa i okolic żyją nadzieją, że C. nie wróci na miejsce kaźni. Izolacja nie leczy Maria Gordon, psychiatra sądowy z Aresztu Śledczego w Warszawie, nie może pogodzić się z tym, że w Polsce nie ma systemu monitorowania i prowadzenia przestępców seksualnych. – Nie ma znaczenia, po ilu latach sprawca przestępstwa seksualnego opuszcza więzienie. Sama izolacja społeczna nie powstrzyma od ponownego popełnienia czynu. Z badań, które doktor Gordon prowadziła kilka lat temu, wynika, że ponad trzydzieści procent przestępców seksualnych popełniło w przeszłości czyny o podobnym charakterze. Trzeba zatem zakładać, że co trzeci pedofil czy seryjny gwałciciel w Polsce zrobi TO ponownie po wyjściu z więzienia. Tak było w przypadku słynnego pedofila z Piotrkowa Trybunalskiego, Mariusza Trynkiewicza. Najpierw, podczas odbywania służby wojskowej, porwał ucznia ósmej klasy, po czym molestował go seksualnie, za co dostał rok więzienia w zawieszeniu. Kolejna przepustka z armii znów była okazją do zaatakowania dziecka. Tym razem sąd skazał go na półtora roku. Wyszedł po dziewięciu miesiącach – „za dobre sprawowanie”. Kilka tygodni po opuszczeniu zakładu karnego zgwałcił i zamordował czterech kilkunastoletnich chłopców. Dostał karę śmierci, ale na skutek ustawy o amnestii wyrok złagodzono na 25 lat więzienia. Seksuolodzy sądowi stwierdzili, że Trynkiewicz jest biseksualistą-pedofilem. A morduje, bo sprawia mu to fizyczną przyjemność. – On ma lepsze i gorsze dni. Czasem zgadza się na rozmowę – przyznaje dyrektor więzienia w Strzelcach Opolskich, w którym siedzi Trynkiewicz. – Dzisiaj odmawia. Przed kilkoma laty, w rozmowie z dziennikarzem z Piotrkowa Trybunalskiego przyznał, że boi się wyjścia na wolność. Wcześniej, w sądzie zapytany, czy po wyjściu na wolność będzie się jeszcze zbliżał do młodych ludzi, odpowiedział: „Tak”. Ponownego morderstwa dopuścił się zabójca 22-letniej Agnieszki Szumińskiej z Ostrowca Świętokrzyskiego. Latem 1999 roku dziewczyna została zgwałcona i porzucona ze śmiertelnymi obrażeniami. Dwudziestokilkuletni Sz. w momencie morderstwa odbywał karę za gwałty i włamania. Feralnego dnia był na więziennej przepustce. Szczepan W. z Piotrowic Nyskich zgwałcił i zamordował tuż po wyjściu z więzienia w 2000 roku. Wcześniej odsiadywał kilka wyroków za brutalne gwałty i zabójstwa. – W Holandii pedofile i gwałciciele po odbyciu kary w więzieniu są kierowani do szpitali psychiatrycznych, w których leczeni są przez kilka lat. Jeśli terapia nie przynosi rezultatów, trafiają do ośrodków zamkniętych. U nas tacy przestępcy znikają – doktor Pobocha kręci bezradnie głową. – Nie ma systemu, a prawie żaden przestępca nie godzi się dobrowolnie na kurację po wyjściu zza krat. Zdarzają się wyjątki. Jak pedofil ze Śląska, który jeszcze kilka lat pozostanie za kratami. Wie, że jak wyjdzie, będzie wykorzystywał seksualnie dzieci. Albo pewien starszy człowiek, który napisał dramatyczny list do rzecznika praw obywatelskich: „Zabijcie mnie albo wyleczcie, bo nie umiem się od tego powstrzymać”. Wkrótce wyjdą l Tadeusz z województwa warmińsko-mazurskiego, skazany na osiem lat za brutalne gwałty, wyjdzie z więzienia w Iławie w 2004 roku. l Andrzej K., skazany na osiem lat za gwałt na dwóch kobietach, wyjdzie z więzienia w Rzeszowie w 2011 roku. l Dariusz N., ps. Garłacz, szef gangu z Brzegu, skazany na 11 lat za gwałty ze szczególnym okrucieństwem, opuści więzienne mury w 2011 roku. l Mariusz Trynkiewicz – gwałciciel i morderca z Piotrkowa Trybunalskiego wyjdzie na wolność z zakładu karnego w Strzelcach Opolskich w 2013 roku. l Leszek Pękalski – wampir z Bytowa, oskarżony o 17 sadystycznych morderstw, skazany ostatecznie za jedno na 25 lat, wyjdzie w 2017 roku. W więzieniach na koniec kary czeka kilka tysięcy przestępców seksualnych. Co trzeci z nich po wyjściu na wolność zaatakuje ponownie... źródło: "Kulisy" autor Joanna Krupa Wampir też będzie zbawiony Kiedy rozeszła się wieść, że "wampir z Baranowa" po 25 latach odsiadki wyszedł na wolność, w Polsce zawrzało. Przed drzwiami mieszkania jego rodziców w Ostrołęce kłębił się tłum dziennikarzy. Każdy słup w mieście oklejono plakatami z podobizną "psychopatycznego mordercy". Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Baranowie - gdzie mieszkał, nim wpadł w ręce policji - ludzie szykowali widły. Grozili, że jeśli potwór wróci, rozszarpią go. Nie wypuszczą żywego. Wiesław Cieszkowski zabił cztery nastolatki. Żeby tylko zabił: on je gwałcił, obcinał piersi, potem znów gwałcił. Ludzie nie mogli tego zapomnieć. I mówili: najpewniej znowu zacznie mordować. - A ja miałem wrażenie, jakby to wszystko dotyczyło kogoś innego - mówi dziś spokojnie Cieszkowski. - Bo przecież byłem już kimś całkiem innym. Nie mordercą-wampirem, ale nowym, nawróconym człowiekiem - zapewnia. Zabarykadował się w domu rodziców. Bał się strasznie, tylko wieczorami przemykał chyłkiem do kościoła, by błagać o odpuszczenie grzechów. Prasa nagabywała go przez trzy miesiące. Na każdy dzwonek do drzwi oblewał się potem. Mówi, że nie wytrzymałby tego, gdyby nie przyjaciele z Ruchu Odnowy w Duchu Świętym i ksiądz Kazimierz Tyberski, jego kapelan z więzienia. Dzwonili do niego co wieczór, rozmawiali godzinami. Mówili, że ucieczka nie ma sensu, od siebie nie ucieknie, więc musi wytrwać. Że nie jest potworem. - Ja mu ufam - mówi krótko ks. Kazmierz Tyberski ze zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, ojciec duchowego odrodzenia "wampira". W Zakładzie Karnym w Iławie, gdzie Cieszkowski odsiadywał wyrok, prowadzi od dziewięciu lat grupę oddziaływania duszpasterskiego: same największe bandziory, zabójcy, gwałciciele. Ale on wierzy, że każdy z nich może się odmienić. Chrystus przebaczył Łotrowi na krzyżu, Szaweł z fanatycznego pogromcy chrześcijan przemienił się w świętego Pawła. Więc dlaczego odmawiać szansy "wampirowi"? - Bóg wierzy w człowieka - mówi ksiądz Tyberski. - I potrafi go przemienić, jeśli człowiek sam tego pragnie. Taką duchową przemianę on i inni więzienni kapelani - ojciec Rafał Raus, pastor Piotr Wisełka - widzieli w swojej kapłańskiej posłudze nie raz. Rozmawialiśmy z takimi ludźmi: odrzuconymi przez społeczeństwo bandytami, którzy za swoje czyny trafili do więzienia. Wcześniej prowadzili małe, podłe życie, błądzili na jego rozstajach, gubili drogi. I w pewnym momencie zdarzyło się to "coś", co ich przemieniło. Więźniowie mówią: łaska boska, cud. Narodzili się na nowo. Nawrócili. Tyle że ten cud nie staje się nagle, na pstryknięcie palcem, uderzenie dzwonu, znak krzyża nad głową. To długi i bolesny proces. Idąc ku nawróceniu, trzeba przejść przez piekielny krąg nienawiści do świata, obłędu, samobójczych myśli. Przez czyściec cierpienia dojść do zrozumienia siebie i innych ludzi. Wtedy pojawi się nadzieja. Przełamując nienawiść Ludzie, którzy pracują z więźniami - wychowawcy, psycholodzy, księża - mówią, że człowiek, który trafia za kraty, nienawidzi tych, którzy go zamknęli, i siebie za to, co zrobił. Świata, że stworzył go złym, i Boga, że na to pozwolił. I wie, że inni - jego ofiary, ich rodziny - nienawidzą jego. Nie ma przyszłości, nie ma nadziei. Franciszek Zonenberg, 57-latek, który odsiaduje w Iławie wyrok 12 lat za zabójstwo żony, mówi, że pierwsze dwa lata w celi były dla niego koszmarem. Nikt go nie odwiedzał, nie wiedział, co się dzieje z dziećmi. Dusił w sobie pytania, emocje, żal. Próbował to wszystko jakoś sobie tłumaczyć. Podzielić winę na pół: on zabił, ale Hania go sprowokowała. Przecież on się starał, w firmie budowlanej zarabiał na rodzinę. Dlaczego piła, czemu nie siedziała w domu? "Co za bzdura!" - myślał w chwilę potem. "Przecież Hania nie żyje. Ona nie może być winna. To ja jestem mordercą". Tak się w tym wszystkim pogmatwał, że zaplanował samobójstwo. To było jedyne wyjście, by przestać cierpieć. Jarosław Szymański, choć zawsze myślał o sobie, że jest twardym facetem, po prostu podciął sobie żyły - ledwie go odratowali. On, który jako osiemnastolatek wstąpił do Legii Cudzoziemskiej, nauczył się wysadzać stojące w porcie statki i strzelać do ludzi, a potem został szefem gangu złodziei samochodów. Silny, wysportowany, nie znał strachu. W 1998 r. za pobicie barmana trafił do więzienia. - Nagle zacząłem słyszeć głosy, które przypominały, co złego zrobiłem w życiu - opowiada. - To było nie do wytrzymania. Kłócił się z Bogiem. Leżał na pryczy i krzyczał do niego: "Lepiej traktujesz morderców". Klął, wył jak zwierzę. Bluźnił. Aż kiedyś poprosił: "Pomóż mi, Boże". Poczuł się całkiem bezradny. - W takiej chwili pomoc księdza czy pastora, dobre ludzkie słowo czy choćby mądre zdanie przeczytane w Biblii pozwala uwierzyć, że nie wszystko stracone. Że długie godziny w więziennej celi mają sens - mówi ksiądz Tyberski. - Bez takiej wiary można wpaść w obłęd. A im większą skazany czuje bezradność, tym łatwiej otwiera się na transcendencję. Może załatwić przez Siłę Wyższą to, czego nie może załatwić z ludźmi. Ludzie nie chcą przebaczyć zbrodni. Bóg tak. Kapelan wspomina, że kiedy Cieszkowski, "wampir z Baranowa", trafił do kryminału, z mordercy budzącego grozę wśród ludzi przemienił się w strzęp człowieka. Skulony, milczący, wystraszony. Nie rozmawiał z nikim, ale też nikt nie chciał rozmawiać z nim - przestępcy seksualni w więzieniach traktowani są przez innych jak podludzie. W kryminale nie było Wiesława Cieszkowskiego, kierowcy samochodu dostawczego, mężczyzny, który miał kiedyś dom, żonę, dwójkę dzieci. Był śmieć, zboczeniec, któremu każdy może napluć w twarz. Chował się przed współwięźniami, wciąż wracały do niego twarze tamtych martwych kobiet. Jedna z nich była siostrą jego przyjaciela. Kiedy zniknęła, pomagał rodzinie w jej poszukiwaniach, udawał współczucie. A w pamięci miał chwile, kiedy ją zabijał. Kiedy o tym myślał, aż tracił oddech. - Nie mogłem dalej tak żyć - mówi dzisiaj. - Popadałem w szaleństwo. Oko Boga, dłoń człowieka To jest moment, trudny do uchwycenia punkt w czasoprzestrzeni, kiedy człowiek staje nad przepaścią. Można wtedy, jak mówi ksiądz Tyberski, albo skoczyć w nicość, zatracić się całkiem w nienawiści, albo spróbować zmienić swoje życie. I cudem boskim jest to, że właśnie wtedy przychodzi pomoc. Pojawia się człowiek, który powie, że już nie jest się samotnym ze swoim grzechem i cierpieniem. - Wyspowiadaj mnie - poprosił duchownego, który zajrzał do jego celi "wampir" Cieszkowski. Spodziewał się odrzucenia, skrzywienia ust w wyrazie odrazy i pogardy, złego słowa. Wszyscy tak reagowali na jego widok. Ale ksiądz patrzył na niego jak na człowieka. Ściany ciasnej celi i mężczyzna w habicie byli świadkami spowiedzi "wampira". Mówił o wszystkim: jak porywał swoje ofiary, dusił, gwałcił... - Byłem ciekaw, czy Bóg może przebaczyć komuś takiemu jak ja - przyznaje dziś. Kiedy usłyszał: "Pan odpuścił tobie grzechy, idź w pokoju", poczuł falę ciepła spływającą mu po ciele. Oni wszyscy podobnie opisują tę chwilę: poczucie niebotycznej ulgi i spokój, którego wcześniej nie znali. - Kapłan położył mi rękę na głowie i rozgrzeszył. Uśmiechnąłem się po raz pierwszy od śmierci żony. Całe to świństwo ze mnie zeszło - tak Zonenberg pamięta moment swojego pojednania z Bogiem. I on zwierzył się księdzu z całego pokręconego życia. Opowiadał o tym, jak żona popijała, a on nie potrafił jej pomóc. Jak odchodził i wracał, jak się nawzajem niszczyli. I o tej kłótni, w trakcie której musiał złapać ją za gardło, choć tego nie pamięta. I o tym, że ją bardzo kochał. Tak, wtedy uświadomił sobie tę miłość, która w nim była, i mógł poprosić o wybaczenie Boga. - Oni muszą wiedzieć, że komuś na nich zależy, że ktoś ich kocha - mówi ksiądz Tyberski. Mieć poczucie bliskości Boga, ale i drugiego człowieka. Dla Wiesława Cieszkowskiego właśnie ta spowiedź i przebaczenie były początkiem nowego. Wtedy pierwszy raz przez myśl mu przemknęło, że może nie wszystko stracone, lecz zaraz przegonił nadzieję machnięciem ręki. Ale ona wracała wraz z ludźmi, którzy pukali do drzwi jego celi - duchownymi, wolontariuszami z Odnowy w Duchu Świętym. I z księdzem Tyberskim, do którego zaczął chodzić na rozmowy. Ksiądz Kazimierz Tyberski, obdarzony tubalnym głosem i twarzą, która gwarantowałaby mu role w gangsterskich filmach, potrafi zrozumieć ludzi, z którymi spotyka się po drugiej stronie więziennego muru. Sam nieźle w życiu nawywijał. - Nie jestem panienką w czarnej sukience - śmieje się. - Ja nikogo nie proszę, żeby się nawracał. Ci ludzie muszą mieć świadomość, że to nie oni mnie, ale ja im jestem potrzebny. W młodości murarz-tynkarz, potem żołnierz Czerwonych Beretów. Brał od życia, co chciał, a Bóg nie był mu do niczego potrzebny. Potem, mówi, dostąpił łaski i teraz wie, o co w tym wszystkim chodzi. - Nie człowiek jest brzydki, a jego grzech - mówi. I dodaje, że właśnie wtedy, kiedy człowiek z siebie ten grzech wyrzuci, nazwie go, zapłacze nad nim - wtedy jest gotów do duchowego odrodzenia. Przepracować grzech - Ale taka spowiedź to dopiero początek drogi do przemiany duchowej - ksiądz Tyberski patrzy racjonalnie. Dalej musi nastąpić to, co psycholodzy nazywają "przepracowaniem problemu". - Delikwent musi zrozumieć, co i dlaczego się stało. Czemu postąpił wtedy tak, a nie inaczej. Ile w tym było jego winy, ile wpływu środowiska. Gdzie w swoim życiu popełnił błędy. I na koniec - przebaczyć sobie. - Ja z moimi podopiecznymi spotykam się sześć razy w tygodniu po osiem godzin dziennie - mówi kapłan. - Nie nawracam na siłę, nie ględzę cały czas o Bogu. Rozmawiamy o życiu. Dla niektórych to są pierwsze takie rozmowy. Robert Sobolewski, 38-latek, twarz wzbudzająca zaufanie, myślące oczy. Odsiaduje 12 lat w Iławie. W 1994 roku zabił mężczyznę. Prawie go nie znał. Pili razem wódkę, pokłócili się, obrazili i jak w knajackich piosenkach, w ręku Roberta błysnął nóż. Najgorsze, że nie pamięta, o co poszło. Na szczęście spotkał tamtego człowieka. - To był wolontariusz. Opowiadałem mu o swoim przegranym życiu i to pomogło mi zrozumieć, dlaczego je przegrałem. Z nienawiści - mówi Sobolewski. - Więźniowie w swoich opowieściach przeglądają się jak w lustrze. Tak jest zawsze - mówi ksiądz Tyberski. Z "wampirem" Cieszkowskim rozmawiali o kobietach. Okazało się, że on się ich boi i wstydzi. Koledzy z celi go podpuszczali. "Co byś z taką zrobił" - pytali, kiedy na ekranie telewizora pojawiała się ładna aktorka. "Takie jak ona piasek powinny pieścić" - odpowiadał z wściekłością, a oni rechotali. Dopiero dzięki księdzu zrozumiał, co się z nim działo. - Tak naprawdę nienawidziłem swojej żony, a nie tych kobiet - mówi dziś Cieszkowski. Podejrzewał ją o zdrady, śledził, zastanawiał się, czy synowie są naprawdę jego dziećmi. I czuł się poniżony. I za to swoje poniżenie mścił się na innych kobietach. Również Sobolewskiemu zawsze towarzyszyło uczucie nienawiści. Do matki, bo zostawiła jego i trójkę rodzeństwa z ojcem alkoholikiem. Do ojca, że pił. Do siebie, że jest nikim, że nikt go nie kocha, bo nie zasługuje na miłość. Kiedy zakochał się w dziewczynie, która została później jego żoną, nie potrafił cieszyć się ani nią, ani dzieckiem, które przyszło na świat. - Podejrzewałem żonę o zdradę, o najgorsze. Nie mogłem uwierzyć, że może mnie kochać. By zagłuszyć żal - piłem. I tak w kółko. Sobolewski zamyśla się na chwilę. Marszczy brwi, jakby z wysiłku. - To zabójstwo w jakiś sposób uratowało mnie przed samozagładą - mówi nieoczekiwanie. Przebaczył tamtemu Robertowi, oszołomionemu wódą słabeuszowi. - Dziś mam w sobie dość siły, żeby być dobrym człowiekiem - mówi. Żałuje, że nie udało mu się dotrzeć do rodziny mężczyzny, którego zabił. Chciałby poprosić, aby mu przebaczyli. Łaska przebaczenia - Symulanta, który udaje nawrócenie, chce "na Boga" załatwić sobie przepustkę czy warunkowe zwolnienie, poznam na kilometr - uśmiecha się ks. Tyberski. Takich cwaniaków nie brakuje, kiedyś z autokaru wiozącego pensjonariuszy zakładu karnego w Jastrzębiu Zdroju na pielgrzymkę do Częstochowy uciekło trzech "nawróconych". Lecz kiedy przychodzi ten moment, że skazanemu zaczyna zależeć na przebaczeniu ludzi, których skrzywdził, można powiedzieć, że znalazł się na końcu drogi, że naprawdę zmienił swą duszę. Tyberski pamięta jednego ze swoich podopiecznych - Jaśka. On też miał na rękach krew. Kiedy wysyłał do rodziców swojej ofiary list z prośbą o przebaczenie, bał się bardzo. - Ale po kilku tygodniach przyszła odpowiedź: "Przebaczyliśmy panu w tym dniu, kiedy pochowaliśmy swoje dziecko. Myśmy panu okazali miłosierdzie, jeśli pan żałuje, niech się pan teraz zwróci do Boga i prosi go o to samo" - wykaligrafowali. Do koperty włożyli obrazek święty, na którego odwrocie była parafialna adnotacja, że za mordercę od ponad roku odprawiane są msze. - Obaj mieliśmy łzy w oczach - mówi kapelan Tyberski. I dodaje, że o ludzkie wybaczenie jest nieskończenie trudniej niż o boskie. I nieskończenie trudniej o nie prosić. To wymaga odwagi. Wiesław Cieszkowski jeszcze jej w sobie nie znalazł. - Przeszłość przekreśliłem grubą czarną kreską - mówi i tłumaczy, że gdyby chciał ją rozpamiętywać, musiałby zacisnąć pętlę wokół szyi. Najbliższa rodzina - rodzice, rodzeństwo, już mu przebaczyli. Za żonę i dzieci modli się, wie, że ułożyli sobie życie. On w tym życiu tylko by im przeszkadzał. - Ale rodzin ofiar nie odważyłem się prosić o przebaczenie - mówi. źródło: Zbrodnia,kara i strach Strach i panika. Tymi dwoma słowami można odkreślić emocje, jakie od kilkunastu dni rządzą mieszkańcami Ostrołęki, za sprawą seryjnego mordercy, który po odsiedzeniu kary 25 lat więzienia wyszedł na wolność i zamieszkał w Ostrołęce. Wiesław C. ma niespełna 50 lat. - Zwykły facet, przeciętny - mówią o nim policjanci z Ostrołęki. Tyle tylko, że dokonał czterech zabójstw. Udusił, zgwałcił i okaleczył cztery młode dziewczyny z Baranowa pod Mrągowem. Do zbrodni przyznał się podczas procesu. Ale przedtem, razem z rodzinami dziewcząt, uznanych początkowo za zaginione, szukał ich w Baranowie i okolicy. Został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. 15 grudnia 2003 r. Wiesław C. po odbyciu kary wyszedł na wolność. Wyrok przez ostatnie 12 lat odsiadywał w Zakładzie Karnym w Iławie. Ostatnio zameldowany był w Mikołajkach, jego rodzina mieszkała w Baranowie. Po tragicznych dla niej wydarzeniach przeniosła się do Ostrołęki. I to tutaj po wyjściu z więzienia wrócił Wiesław C. Mieszka z ojcem i matką w jednym z wieżowców w centrum miasta. Ksiądz uspokaja - Wiesław C. modlił się za ofiary Wiesław C. nazywany jest "wampirem z Baranowa". Emerytowany nauczyciel z Baranowa (Baranowo pod Mrągowem, nie należy mylić z miejscowością w powiecie ostrołęckim - przyp. red.) dobrze pamięta wydarzenia sprzed lat, jednak nie chce wiele mówić. - To tak jakby się przywoływało upiory z przeszłości - mówi. - To co on zrobił to okrucieństwo, bo i on to bestia. Wszyscy myśleli, że to dobry i życzliwy facet. I proszę się nie dziwić, że wszyscy się tu boją. W latach 70. o sprawie "wampira z Baranowa" niewiele pisała prasa. Pojawiła się wzmianka Polskiej Agencji Prasowej, a lokalne gazety o zbrodni nie informowały, ale wówczas nie było wiele lokalnej prasy, była za to cenzura. Kiedy Wiesław C. wyszedł w grudniu z więzienia, prasa i telewizja ostrzegały, że wypuszczony na wolność psychopata zostaje bez leków. Na trzy miesiące przed wyjściem na wolność dostawał leki na zmniejszenie popędu seksualnego. Czy będzie je brał na wolności? - Wiesław chce się leczyć, to wszystko, o czym donoszą media, to nieprawda - zaprzecza doniesieniom gazet i telewizji ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego w Zakładzie Karnym w Iławie. - Nikt mu nie proponował leczenia, a w więzieniu nie ma żadnej resocjalizacji. Ksiądz Tyberski o Wiesławie C. mówi dużo i chętnie. - Nikt go nie zna tak, jak ja i mówię to z całą świadomością - podkreśla. - Znam go 8 lat. Spotykaliśmy się sześć razy w tygodniu od do Przeszedł w więzieniu głęboką metamorfozę duchową. Żałował tego, co zrobił, modlił się za swoje ofiary, uczestniczył we mszy co niedziela. Teraz też co rano chodzi do kościoła. Dopóki trwa przy kościele, dopóki wie, że ma przy sobie życzliwych ludzi, jest to dobry człowiek. On się naprawdę zmienił i sam tej przemiany chciał. Znamienne było to, co powiedział wychodząc z więzienia: wolałbym zabić siebie niż kogoś. Prasa i telewizja zrobiły z niego potwora, a nie można przecież tanią sensacją niszczyć człowieka. Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Więziennictwa, spotkała się z wampirem z Baranowa tuż przed jego wyjściem i twierdzi, że nie robił przerażającego Tyberski uważa, że Wiesław C. jest silny psychicznie, ale nie wiadomo, jak przetrzyma nagonkę medialną. - Na razie jest dobrze, bo nie tylko ja się z nim kontaktuję, on ma przyjaciół, którzy dzwonią do niego i pozwalają przetrwać ten czas - dodaje kapelan. Wśród znajomych Wiesława C. są też kobiety. Przez osiem lat, w czasie których należał do Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego w iławskim więzieniu, zyskał sympatię, a nawet przyjaźń wielu ludzi. - Wśród wolontariuszek były kobiety, młode dziewczyny, studentki - opowiada ksiądz Tyberski. - I nigdy nie wykazywał jakichś anormalnych zachowań w stosunku do tych kobiet. Przeciwnie, był serdeczny, skromny, pamiętał o naszych imieninach, urodzinach. Był troskliwy i opiekuńczy, tak jakby chciał w ten sposób zrekompensować to, co zrobił. Regularnie wychodził na przepustki. Odwiedzał znajomych, nocował u nich, bywał u rodziców. Dopiero kilka lat temu, kiedy ktoś pisał o nim artykuł, zrobiło się wielkie zamieszanie, został przebadany w klinice psychiatrii sądowej i zakazano mu wychodzenia na przepustki. Ksiądz Tyberski rozmawiał z więźniem o tym, co zdarzyło się w Baranowie. Ma własną wersję praprzyczyny zbrodni. - Kiedy był w siódmej czy ósmej klasie szkoły podstawowej, był na szkolnej wycieczce. Wychowawczyni w łóżku kolegi znalazła koleżankę z klasy. Zwymyślała ją i w Wiesławie zaczęła dojrzewać myśl, że kobieta to jakiś gorszy gatunek. Niewątpliwy wpływ na to, co zrobił, miało też nieudane życie małżeńskie, zdrady żony - opowiada historię więźnia kapelan. Prywatne sprawy Wiesława C. Wiesław C. jest rozwiedziony. Ma dwoje dzieci, jednak sąd, na wniosek żony, zabronił mu kontaktów z potomstwem. Wcześniej pracował jako kierowca. Teraz siedzi w domu rodziców, bo raczej trudno byłoby mu znaleźć pracę. Rodzice są już w podeszłym wieku, załamani sytuacją. Wiesław C. nie ma środków do życia i utrzymują go rodzice. Nie jest ubezpieczony, jedyne co może zrobić, to zgłosić się do opieki społecznej po skromny zasiłek - około 40 zł. Tymczasem porcja leku na zmniejszenie popędu seksualnego kosztuje 600-700 zł. Jeżeli zgłosi się do lekarza, dostanie jedynie receptę na lek, a za coś trzeba go przecież wykupić. Mieszkańców Ostrołęki ogarnęła psychoza po programie Marcina Wrony "Pod napięciem" w telewizji TVN, w którym przypominał o zbrodniach, jakich dopuścił się przed laty Wiesław C. - Boję się wyrzucić śmieci, boję się wyjść wieczorem sama po zakupy - mówi kobieta, która mieszka w tym samym bloku, co Wiesław C. W urzędach, sklepach, biurach "wampir z Baranowa" to był w ciągu ostatnich dni główny temat rozmów w Ostrołęce. Mało kto wie, jak wygląda Wiesław C. Wiadomo, że dobiega pięćdziesiątki, to taki "zwykły starszy pan". - Przeciętniak - mówią policjanci. - Ale tacy zazwyczaj są mordercy, nie rzucają się w oczy. - Otrzymaliśmy informację z Zakładu Karnego w Iławie, że Wiesław C. wychodzi na wolność i zamierza mieszkać u rodziców w Ostrołęce - mówi podinsp. Mirosław Dąbkowski, komendant miejski policji w Ostrołęce. - Obserwujemy sytuację, jednak nie mamy podstaw do zdecydowanych działań, bo on przecież niczego nie zrobił. W świetle prawa Wiesław C. odsiedział karę i ma teraz "czystą kartę". Wiesław C. przebywa w Ostrołęce już ponad miesiąc i rzeczywiście w tym czasie nic się nie wydarzyło z jego udziałem. Policja nie miała żadnych sygnałów związanych z C. Wokół bloku, w którym mieszka, widać często policjantów, znacznie częściej niż dotychczas. Nasze obserwacje potwierdzili mieszkańcy tychże wieżowców. - Nie wiedziałem, że taki człowiek zamieszkał w Ostrołęce, dowiedziałem się z telewizji - mówi prezydent Ryszard Załuska. - Nie jestem tym zachwycony, ale nic nie mogę zrobić. Podobnie Straż Miejska. - Możemy sprawdzać miejsca uznawane za niebezpieczne: park, skwery, łąkę na Gorbatowa - mówi Piotr Liżewski, komendant Straży Miejskiej w Ostrołęce. - Nic więcej nie możemy zrobić, nie możemy nachodzić człowieka, który nic teraz nie zrobił. A na pytanie: czy zrobi w przyszłości? nikt nie potrafi odpowiedzieć. - W więzieniu dostawał leki na obniżenie popędu seksualnego - wyraźnie unika rozmowy na temat byłego więźnia C., ppłk Gerhard Drapiewski, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Iławie. - Nie mogę mówić, jaki był, co robił, czy był agresywny. Ten człowiek wyszedł już z więzienia i ja nie mam prawa niczego komentować. Obowiązuje mnie ustawa o ochronie danych osobowych. To są już teraz jego prywatne sprawy. Ppłk Drapiewski nie zaprzecza jednak, że Wiesław C. był jeszcze w więzieniu badany przez psychiatrę. Jak nam powiedział, w opinii lekarza Wiesław C. może ponownie popełnić przestępstwa, których dopuścił się wcześniej. Psychiatrzy jednak zdecydowanie zaprzeczają, że C. jest człowiekiem psychicznie chorym. Podobnie jak biegły psychiatra, który podczas procesu C., odrzucił wersję ograniczenia poczytalności mordercy. - To przestępca seksualny - mówi lekarz psychiatra z Instytutu Psychiatrii w Pruszkowie. - A to rodzaj pewnych anomalii zachowań człowieka, ale nie choroba. - Prasa ma swój scenariusz i chce postępować według niego - mówi ksiądz Kazimierz Tyberski. - A ten człowiek tak naprawdę to nie wie, co ze sobą zrobić. Proszę zwrócić uwagę, że obecna rzeczywistość jest dla niego zupełnie nowa. Jest skazany sam na siebie, nie wie, co ma robić. Chce się leczyć, ale nie pójdzie do lekarza, nie pójdzie na terapię, bo się boi wyjść z domu. I jeżeli wytrwa w swojej wierze, to znaczy, że wygrał. Ale może być też tak, że zostanie zniszczony, załamie się. I wtedy albo zaatakuje znowu, żeby wrócić do więzienia, bo tam czuje się bezpieczny, albo wyjedzie na Grenlandię, bo tam media go może nie znajdą. Opinia księdza Tyberskiego najprawdopodobniej niewielu jednak przekona. Ludzie się boją, czemu nie można się dziwić. - Zagrożenia nie można lekceważyć, ale Wiesław idealnie spisywał się w więzieniu - opowiada ksiądz Tyberski. - On miał wiele czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Współwięźniowie z Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego lubili go, choć początkowo nie chcieli go w grupie. Potem się jednak do niego przekonali. W więzieniu wykonywał wiele prac stolarskich, był solidny, sumienny i dokładny. Hodował chomika, rybki, lubił kwiaty. Trzeba dać mu szansę. Zdaniem kapelana Tyberskiego najlepiej byłoby, gdyby udało się umieścić C. w ośrodku rekolekcyjnym. Najchętniej sam by taki otworzył (ma to zresztą w planach), ale na to na razie nie ma pieniędzy. - Nawet, gdyby ten psychol stał się święty, to zawsze będzie psycholem - opinia ostrołęczan nie pozostawia złudzeń. - Sądzicie, że pozwoliłbym córce albo żonie z takim się spotkać? Policja, władze miasta, lekarze postępują zgodnie z obowiązującym prawem, tylko że to prawo jest niedoskonałe. Wiesław C. odpokutował i nie można go kontrolować. Nie może być tak, że miasto boi się jednego człowieka. Niech nasz poseł złoży inicjatywę ustawodawczą, a władze miasta niech nawet na granicy prawa zainteresują się losem Wiesława C., jeśli chcą zadbać o spokój ostrołęczan. Baranowo koło Mrągowa (fot. A. Wołosz) W Baranowie się nie boją, chcą zapomnieć Ludzie w Baranowie wiedzą, że Wiesław C. wyszedł na wolność. Jednak nie panikują, chcą raczej zapomnieć o tragedii jaka wydarzyła się tu przeszło ćwierć wieku temu. Unikają rozmów, bo - jak mówią - po co rozgrzebywać stare rany. - Lepiej zła nie przywoływać. Baranowo. Malowniczo położona miejscowość między Mrągowem a Mikołajkami. O miejscowości zrobiło się głośno kilka tygodni temu, kiedy media dowiedziały się, że czterokrotny morderca, niegdyś mieszkaniec tejże wsi, wychodzi na wolność. Na początku chętnie opowiadali dziennikarzom o brutalnych mordach, których dopuścił się Wiesław C. - Teraz media na nas żerują, a my chcemy normalnie żyć - mówi nam pierwsza kobieta, którą spotkaliśmy w Baranowie w ostatnią sobotę 24 stycznia. - Rozgłos to by się przydał, żeby w jakimś dobrym sensie nas wypromować, a nie w takich sprawach. Jak komuś mówię, że jestem z Baranowa, to zaraz jest zaskoczenie i pytanie, czy z TEGO Baranowa. Myślicie, że tylko tu dochodzi do przestępstw? Tu jednak 15 grudnia 1978 roku okazało się, że mordercą czterech młodych kobiet jest mieszkaniec wsi, 25-letni Wiesław C. Ojciec i mąż. Uczynny sąsiad, dobry kolega. Kiedy we wsi zaczęły ginąć dziewczyny, pomagał ich szukać. Współczuł rodzinom. Pociąg śmierciPrzez wieś przebiegają tory kolejowe. Pociągiem najłatwiej i najszybciej było dostać się do szkoły do Mrągowa. Wiesław C. swoje ofiary wypatrywał w pociągu, albo kiedy wracały ze stacji do domów. - Mordował je parę metrów od ich domów - opowiada spotkany na miejscowym cmentarzu mężczyzna. - Moją córkę też by złapał, ale mu się wyrwała. Z rok ją musiałem odprowadzać na stację i z powrotem do domu, tak się bała. Na cmentarzu nie ma grobów dziewcząt zabitych przez Wiesława C. Kiedy doszło do mordów, nie było w Baranowie jeszcze cmentarza. Pochowane są w Mrągowie, Działdowie... - Ludzie się boją, bo nawet córek po mleko nie puszczają - opowiada dalej mężczyzna. Pamięta dobrze zdarzenia sprzed lat. - Ciała zakopywał parę metrów pod ziemią. Jeszcze na wierzch to mech kładł, albo nawet drzewko przesadzał, żeby nikt nie znalazł. A potem, po paru dniach odkopywał i znowu gwałcił. Takiego sk... to ja nie wiem. Powiesić i zabić to za mało, miesiąc pomordować! We wsi niemal doszło do samosądu. - Jak robili wizję lokalną, mróz był wtedy, ale tyle tu milicji rzucili, że ja nigdy tylu samochodów w jednym miejscu nie widziałem. Bali się pewnie, że go ludzie zabiją, zresztą szykowali się na niego, ale obstawili to pole z każdej strony i dostać się tam nie było można - wspomina nasz rozmówca wydarzenia sprzed ponad ćwierć wieku. Jedno z ciał ukrył kilka metrów od swojego domu. Spotkany we wsi stary mężczyzna wskazuje drewnianą chałupę, gdzie mieszkał C. Z żoną i teściami. - Tam jest obok taki słup - pokazuje palcem. - Tam pod nim ją zakopał. Córkę Teresy Lenda, zaledwie wówczas siedemnastoletnią, zabił pomiędzy domem Lendów a chałupą sąsiadów. - Nie chcę tego wspominać - mówi kobieta. Na twarzy nie ma już łez, bo czas powoli zaciera rany. - Zabił ją w listopadzie, a ciało znaleźli w styczniu. Wiedziała, kiedy Wiesław C. wychodzi z więzienia. - A czego mam się bać? - mówi. - Mnie starej nie ruszy, a córki już nie mam, więc mi nic nie zrobi. Niech się inni o swoje córki boją. To wina systemuLudzie znają historię C. z telewizji i prasy. A dziennikarzy było w ostatnim czasie we wsi bardzo dużo. - To normalna nagonka - tłumaczą. Każdy zna historię sprzed 26 lat, nawet jeżeli nie pamięta jej, to ma obraz zdarzeń z telewizji. - Co innego pisali, niż my mówiliśmy - macha ręką kobieta. Ludzie nie zastanawiają się, dlaczego Wiesław C. popełnił zbrodnię. Wiedzą, że mieszka w tej chwili w Ostrołęce. - No to co, że mieszka w Ostrołęce - mówią nam kobiety w miejscowym sklepie. - Gdzieś musi przecież żyć. A takie ciągłe pisanie i jego pokazywanie to nie jest dla niego dobre. Nie ma spokoju. - W zachodnich krajach to tacy, co wyjdą z więzienia, mają jakąś opiekę - mówi starszy mężczyzna. - A co on ma zrobić? - dodaje inna. - Tak samo jak ja bym była na jego miejscu: na leczenie mnie nie stać i co? Po co komu taki system? - Albo do końca życia zamknąć, albo leczyć! - Boi się pani? - pytamy. - Trochę się boję - odpowiada spotkana kobieta. Okazuje się, że nie wie, jak Wiesław C. wygląda. Ocalić od zapomnieniaWe wsi nie mówi się o żadnej zemście na Wiesławie C. Ludzie raczej wolą o nim nie mówić, wykreślić go z pamięci. - Córki mi to nie zwróci - mówi Lendowa. W miejscach, gdzie C. zakopywał swoje ofiary, nie ma krzyży, nie stoją tam świeczki. Pozostał krzyż jedynie za torami, na małej górce, gdzie zabił jedną z dziewczyn. Jednak, mimo że mieszkańcy wsi dali wyraźne wskazówki, gdzie krzyż znajdziemy, szukamy go przez długi stoi lekko przechylony, płotek, który go otaczał spróchniał, sztuczne kwiaty dawno straciły swoje kolory. Miejsce idzie w zapomnienie. Być może gdyby nie programy telewizyjne i artykuły w gazetach, wielu by już o mordzie nie pamiętało. Nie dlatego, że pamięć zawodzi, ale żeby normalnie żyć. Boję się człowieka-widma Kobiety w Ostrołęce nie bardzo chcą opowiadać o swoim strachu do gazety, podając imię i nazwisko. Kobieta mieszkająca w bloku obok bloku Wiesława C.: - O wampirze dowiedziałam się od przyjaciela z innego miasta. Nie mam TVN-u więc programu nie widziałam. On zaniepokoił się o mnie i zadzwonił, powiedział mi, że w Ostrołęce jest morderca, o którym psychiatrzy mówią, że nie rokuje nadziei na wyzdrowienie. Na drugi dzień poszłam do pracy, a tu koleżanki mi mówią, że on mieszka obok mojego bloku. Nie powiem, żeby ta wiadomość nie zrobiła na mnie wrażenia. Koleżanka widziała go, jak chodzi wokół bloku i potrząsa rękami. Tak dziwnie się zachowuje, opowiadała. Przestałam wychodzić sama wieczorem, a jak muszę dokądś pójść, to biorę taksówkę. Uważam, że jeśli psychiatrzy wydali opinię, że on nigdy nie będzie normalny, powinien być zamknięty w specjalnym zakładzie. Skoro jego ojciec mówi, że może go nie upilnować, to jest się chyba czego bać! Uważam, że powinna być pokazana jego twarz. Boję się człowieka-widma. Boję się otwierać drzwi, ale zauważyłam też, że pod naszym blokiem co i raz pojawia się policja. A przedtem tego nie było. Przy okazji zrobi się porządek, bo tu zawsze bywało niespokojnie, jeszcze przed powrotem tego człowieka z więzienia. Kobieta mieszkająca przy ul. 11 Listopada: - Bałam się i bez tego wampira w Ostrołęce. Zawsze się boję. Od dawna sama nie schodzę do piwnicy, bo mogę wejść na pijanego czy bezdomnego. Sama nie wychodzę z domu wieczorem. Kiedyś takiego problemu nie było, człowiek wychodził wieczorem na spacer i nie myślał, że go ktoś napadnie, wyrwie mu torebkę, czy zabierze komórkę. Kobieta mieszkająca na Centrum: - Chodzę sama wieczorem do pracy w okolice tamtych wieżowców, a co mam robić, brać taksówki? Nie stać mnie na to. Boję się, ale nie mam wyjścia. Kobieta mieszkająca w śródmieściu: - Nie rzucam się w oczy, to może mnie nie Linczerska. Wolontariuszka z Iławy, należy do wspólnoty religijnej, którą tworzą głównie osadzeni w iławskim więzieniu. - Na początku nie wiedziałam dokładnie, co Wiesław C. zrobił. Ale on miał w sobie tyle pokory i chęci do zmiany, że zdobył nasz szacunek i zaufanie. Wiesław się zmienił. Przyjmował sakramenty, pilnował modlitwy, innych zachęcał i namawiał. I mówił mi, że tak chce żyć. Wiesław zdobył zaufanie strażników więziennych. Zawsze potrafił załatwić na nasze spotkanie bombonierkę, jeżeli ktoś miał imieniny, nawet raz szampana czy jakieś wino. I oni musieli mu ufać, skoro to dla niego kupowali i przemycali. Wiesław dopuścił się zbrodni, ale przeżył nawrócenie. A przecież jest to możliwe, ilu znamy w Piśmie Świętym grzeszników, którzy nawrócenia doświadczyli? Wiesław na długo przed wyjściem z więzienia mówił o swoich obawach. Ale on bał się raczej strony materialnej życia. Chyba nie przypuszczał, że najciężej będzie mu zmierzyć się z niechęcią i nienawiścią, i przetrzymać to nie przewidziało strachuMirosław Dąbkowski, komendant miejski policji w Ostrołęce: - Nie należy demonizować zagrożenia, ponieważ od tych zdarzeń minęło 25 lat, a ludzie się zmieniają. Oczywiście bierzemy pod uwagę istniejące w związku z C. zagrożenie i dlatego obserwujemy sytuację, nie mamy jednak podstaw do konkretnych, zdecydowanych działań. Z punktu widzenia prawa jest on osobą, której niczego nie można zarzucić. Na pewno jednak jest to osoba nieprzystosowana do życia w obecnej sytuacji - do więzienia poszedł przecież w latach 70., taka osoba powinna być objęta jakąś opieką, a nie ma do tego przewidzianych instytucji. Moim prywatnym zdaniem, właściwą karą za czterokrotne zabójstwo i wielokrotne usiłowanie zabójstw powinna być kara śmierci lub czterokrotne dożywocie, tak jak jest to praktykowane w USA. Ryszard Załuska, prezydent Ostrołęki: - Nie jest to dobra wiadomość, że człowiek, który dokonał czterech morderstw mieszka w Ostrołęce. Zdaję sobie sprawę, że panika ogarnia przede wszystkim kobiety i dzieci. Tego rodzaju ludzie jak Wiesław C. powinni być leczeni. Rozmawiałem z policją oraz Strażą Miejską i jedyne, co możemy zrobić, to uczulić funkcjonariuszy, żeby zwracali uwagę na miejsce, gdzie ten człowiek mieszka i niebezpieczne okolice. Adam Kolbus, prokurator okręgowy w Ostrołęce: - Prokuratura nie otrzymała informacji, że ten mężczyzna w Ostrołęce zamierza mieszkać. Nie ma w Polsce, niestety, przepisów prawa, które zobligowałyby jakiekolwiek instytucje do opieki nad tym człowiekiem. Nikt też nie pokazał w sposób bezsporny, że ma on problemy ze zdrowiem, a do leczenia nie można w Polsce nikogo zmusić. Konstytucja gwarantuje mu wolność, a on jest przecież wolnym człowiekiem. Marzena Ksel, naczelny lekarz więziennictwa: - Każdy człowiek podlega leczeniu, dotyczy to także osób przebywających w więzieniu. W przypadku tych, którzy popełniają tzw. ciężkie przestępstwa, należy na początku zanalizować, dlaczego do nich doszło i wtedy można określić, czy są to dewiacje, czy np. przestępstwo jest formą realizowania popędu seksualnego. W przypadku groźnych przestępców (seksualnych - przyp. red.) to może być wynik zaburzeń dewiacyjnych albo choroby psychicznej. Jeden i drugi przypadek wymaga leczenia przez całe życie. Nie można zakładać, że tego rodzaju przestępca po wyjściu na wolność jest automatycznie wyleczony. Jeżeli ktoś nie chce się leczyć to można go do tego zmusić jedynie wyrokiem sądu, kiedy z takim wnioskiem wystąpi rodzina. A trudno jest wyegzekwować nawet leczenie gruźlicy, więc co tu mówić o zaburzeniach seksualnych. Osoba, która po odbyciu kary wychodzi z więzienia jest pozostawiana sama sobie, a przecież wiadomo, że musi się leczyć. W naszej rzeczywistości, w sytuacji tak dużej dezorganizacji w służbie zdrowia trudno liczyć na jakiekolwiek działania w tym kierunku. Pracujemy nad tym, przed nami jednak długa droga. Marek Bohdziewicz, ordynator oddziału psychosomatycznego szpitala w Ostrołęce: - Jeżeli chodzi o pomoc Wiesławowi C. w naszych warunkach to jest ona niemożliwa z prostego powodu, że w Ostrołęce nie zajmujemy się przypadkami dewiacji seksualnych. A nie można ich określać terminem choroby psychicznej, bo jest to po prostu brak kontroli nad swoją seksualnością. Można tu mówić o terapii farmakologicznej, ale tym przypadkiem musi zająć się seksuolog, nie psychiatra. Chociaż niewiele można powiedzieć nie badając przypadku. Ksiądz Kazimierz Tyberski: - Dziennikarze krzyczą, co Wiesław zrobi ze swoimi skłonnościami. Nikt nie może dać gwarancji, że zbrodni nie popełni, to wie tylko on sam. Ale to na pewno zależy od ludzi dookoła. źródło:
Możliwość ,,wyjścia na przepustkę’’ jest bardzo ceniona przez więźniów. Otrzymanie przepustki jest uzależnione nie tylko od zachowania więźnia w trakcie odbywania kary ale także od rodzaju zakładu karnego w jakim przebywa. Osoba odbywająca karę pozbawienia wolności jest odizolowana od świata zewnętrznego co w pewien sposób utrudnia jej korzystanie ze swoich podstawowych praw. Jednym z podstawowych uprawnień skazanego jest prawo do utrzymywania więzi z rodziną i innymi bliskimi osobami. Możliwość korzystania z tego prawa jest z oczywistych względów utrudniona – z pomocą przychodzą jednak przepustki. Rodzaje zakładów karnych Możliwość otrzymania przepustki jest uzależniona głównie od rodzaju zakładu karnego, w którym przebywa skazany. Możemy wyróżnić trzy rodzaje zakładów karnych: zakład otwarty, zakład pół-otwarty, zakład zamknięty. Zakłady te różnią się między sobą stopniem zabezpieczeń, izolacji skazanych, a także możliwością poruszania się na jego terenie. W zakładach typu zamkniętego zamykane są osoby skazane za najcięższe przestępstwa, ale także i osoby, które stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa zakładu karnego podczas obecnego lub uprzedniego pozbawienia wolności. Osadzenie w takim zakładzie uniemożliwia uzyskanie przepustki. W zakładach typu półotwartego skazani mają możliwość uzyskania przepustki jednakże podlega to pewnym ograniczeniom. Skazany może dostać przepustkę nie częściej niż raz na dwa miesiące. Jednocześnie łączny okres trwania przepustek nie może przekroczyć 14 dni w roku. Najłatwiej mają więźniowie osadzeni w zakładach otwartych bowiem mają prawo do przepustek nie częściej niż raz na miesiąc. Łączny okres trwania przepustek nie może przekroczyć 28 dni w roku. Aby otrzymać przepustkę skazany musi odbyć co najmniej połowę tej części kary, po której mógłby być warunkowo przedterminowo zwolniony lub połowę kary nieprzekraczającej sześciu miesięcy. Dobre sprawowanie Oczywiście decyzja o przyznaniu przepustki uzależniona jest także od zachowania więźnia. Dobre zachowanie w czasie odbywania kary może znacznie przybliżyć więźnia nie tylko do uzyskania przepustki ale także i do innych nagród (np. możliwość widzenia bez obecności strażnika, jednorazowa dwutygodniowa przepustka). Przepustka może też mieć na celu zachęcenie do poprawy zachowania u więźnia. Przepustka może zostać przyznana osobie, której zachowanie uzasadnia przypuszczenie, że w czasie pobytu poza zakładem karnym będzie przestrzegała porządku prawnego. Jak uzyskać? Aby uzyskać przepustkę skazany musi złożyć wniosek o przyznanie przepustki do dyrektora zakładu karnego. Wniosek powinien zostać dobrze uzasadniony tj. więzień powinien opisać swoją sytuację rodzinną, wskazać na swoje prawo do kontaktu z bliskimi itd. Dyrektor może zarówno zgodzić się na przyznanie przepustki jak i odmówić zgody. W przypadku odmowy skazany może zaskarżyć decyzję dyrektora zakładu do sądu penitencjarnego z powołaniem się na jej niezgodność z prawem. Jednorazowa dwutygodniowa przepustka Jak już zostało wspomniane więzień może otrzymać różne nagrody za dobre sprawowanie. Jedną z takich nagród jest jednorazowa dwutygodniowa przepustka. Ten rodzaj nagrody mogą otrzymać nawet więźniowie osadzeni w zakładach zamkniętych. Opracowano na podstawie: Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny wykonawczy ( z 2017 r. poz. 665 z późn. zm.) Opisz nam swój problem i wyślij zapytanie.